Strona internetowa wykonana na podstawie albumu konkursowego uczniów Szkoły Podstawowej w Życzynie Marty i Jana Zduniaka. W 2006 r. w konkursie "Poznajemy ojcowiznę" praca >>Major Marian Bernaciak "Orlik" - więzień po śmierci<< zajęła ex aequo I miejsce w województwie mazowieckim.

Licznik wejść:

ReklamowyKatalog.pl

W połowie sierpnia po ponownej mobilizacji oddział „Orlika” jako 1 kompania 15 pp „Wilków”podjął próbę przyjścia na pomoc powstańczej Warszawie, która nie powiodła się ponieważ oddziały sowieckie zablokowały drogi w kierunku frontu. Partyzanci dotarli jedynie do Rudy Talubskiej koło Garwolina i musieli się cofnąć. Mimo zakończenia okupacji niemieckiej żołnierze AK nie mogli się cieszyć upragnioną wolnością, ponieważ NKWD i UB zaczęło ich mordować, aresztować i wywozić do łagrów. Partyzanci zaczęli wracać do konspiracji. 12 września 1944 roku w Rykach w czasie przypadkowego spotkania Orlik zabija Mikołaja Parmonowa (wcześniejszego dowódcę bandy) ,,pracującego” w Komendzie Wojewódzkiej w Lublinie. 

W połowie sierpnia po ponownej mobilizacji oddział „Orlika” jako 1 kompania 15 pp „Wilków”podjął próbę przyjścia na pomoc powstańczej Warszawie, która nie powiodła się ponieważ oddziały sowieckie zablokowały drogi w kierunku frontu. Partyzanci dotarli jedynie do Rudy Talubskiej koło Garwolina i musieli się cofnąć. Mimo zakończenia okupacji niemieckiej żołnierze AK nie mogli się cieszyć upragnioną wolnością, ponieważ NKWD i UB zaczęło ich mordować, aresztować i wywozić do łagrów. Partyzanci zaczęli wracać do konspiracji. 12 września 1944 roku w Rykach w czasie przypadkowego Orlik spotkania zabija Mikołaja Parmonowa (wcześniejszego dowódcę bandy) ,,pracującego” w Komendzie Wojewódzkiej w Lublinie.


 

 

 

 

Pan Zygmunt Kultys wspomina zimę 1944/45 po wyzwoleniu trudniej było przetrwać niż te wszystkie w czasie okupacji hitlerowskiej. Aby uniknąć aresztowania przez UB musiałem się ukrywać, a okolice Ryk i Dęblina to była strefa przyfrontowa, gdzie żołnierze sowieccy kwaterowali prawie w każdym domu. Ukrywaliśmy się po stodołach, oborach i strychach. Ja przebywałem u pewnych gospodarzy w Blizocinie 20 km od Ryk, najczęściej siedziałem w brogu siana na łące, gdzie miałem przygotowaną kryjówkę. Wchodziłem na bróg po drabinie (którą później zabierał gospodarz) opuszczałem się otworem w dół , gdzie  wybrane siano tworzyło pustą przestrzeń. Pewnego razu, gdy siedziałem w środku, przyszli żołnierze NKWD i bagnetami założonymi na karabiny nakłuwali siano. Gospodyni, gdy to ujrzała przez okno, zaczęła odmawiać różaniec, aby wymodlić cud, czyli o moje, a także ich ocalenie. Po raz pierwszy widmo śmierci zajrzało mi z tak bliska w oczy, z boków nory zaczęły wynurzać się bagnety, nie miałem szans aby podjąć jakąkolwiek nawet nierówną walkę, byłem jak szczur w pułapce. W przebłysku natchnienia padłem na dno kryjówki, zwijając się w kłębek, bagnety przebijały siano tuż nade mną, ale na szczęście żaden żołnierz nie wpadł na pomysł, aby dźgnąć bagnetem tuż nad ziemią. Pomimo mrozu byłem cały mokry, ale żyłem, na pewno pomogła modlitwa gospodyni. Ocalałem! ze zgrozą i wzruszeniem opowiada po prawie 60 latach od tego wydarzenia „Lis”. Wspomina też. W domu rodzinnym pomimo, że byłem tylko jednym z dziewięciorga dzieci, grupa operacyjna UB skonfiskowała konia, krowy, wóz, sieczkarnię, meble, pościel, obrazy, wszystko co można było wywieść, zostało tylko jedno łóżko na którym leżała moja chora matka”.

 

W lutym i marcu 1945 r. „Orlik” odtworzył oddział z zadaniem ochrony ludności przed gwałtami i rabunkami ze strony NKWD i UB.

 

 

13 kwietnia 1945 r. – akcja w Woli Zadybskiej.

Mój dziadek Marian Filiks mieszkaniec wsi Wola Zadybska, który walczył w oddziale  „Orlika” zawsze twierdził, że  13” to liczba dla patriotów szczęśliwa, a tylko dla szubrawców felerna, na dowód opowiadał o wydarzeniach w których brał udział. „Oddział dotarł do Koloni Wola Zadybska tuż po północy, pierwszy pluton pod dowództwem „Szarego” zakwaterował w dwóch chałupach na wschodnim skraju wsi, a drugi w którym był „Orlik” w głębi wsi. Przed świtem wartownik opuścił posterunek, aby obudzić  zmiennika, a dokładnie w tym czasie z Żelechowa dotarł 32 osobowy oddział Wojsk Wewnętrznych i dwóch ubeków, aby dokonać aresztowań. Dwaj UB-ecy weszli do niepilnowanego domu, w którym kwaterowali partyzanci, zaskoczeni widokiem śpiących uzbrojonych ludzi, próbowali  strzelać. Dowódca „Szary” był szybszy, zastrzelił jednego, drugi uciekł, dom został zasypany pociskami. Cienkie drewniane ściany nie chroniły przed pociskami, ale tak się szczęśliwie złożyło, że szczytowa ściana (ze strony największego ostrzału) była murowana z pustaków. Pozostali partyzanci z drugiej chałupy ostrzelali żołnierzy WW, którzy zaczęli uciekać w głąb wsi dostając się pod ogień drugiego plutonu, ci co przeżyli poddali się. Czyż „trzynastka” nie jest szczęśliwa?” wspominał dziadek. Ale to nie koniec, rozstawiliśmy wokół wsi posterunki. Od Żelechowa około godziny 10.00 zbliża się następna grupa, idą jak  cywil banda, bez ubezpieczenia, byli to ubowcy sprawdzający czemu pierwsza grupa nie wraca. Zostali przez nas otoczeni i rozbrojeni. „Orlik” szykuje oddział do wymarszu, ale posterunki informują, że z przeciwnej strony wsi zbliża się kompania wojska. Idą pewni siebie, ich dowódca (jak później zeznali jeńcy) stwierdził, że po walkach na froncie nie boi się paru „bandytów”. Wpadają w zasadzkę i po krótkiej wymianie ognia ,gdy ginie ich dowódca poddają się”. Dziadek opowiadał, że dowódca zginął, ale w książce „Żołnierze wyklęci” przeczytałam, że był ranny i przeżył.

Ruiny budynku w Woli Zadybskiej w którym ubecy zaskoczyli partyzantów (widoczna murowana szczytowa ściana)
Ruiny budynku w Woli Zadybskiej w którym ubecy zaskoczyli partyzantów (widoczna murowana szczytowa ściana)

24 kwietnia oddział atakuje Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa w Puławach uwalniając 107 torturowanych więźniów.

 

24 maja w Lesie Stockim koło Klementowic oddział „Orlika” stoczył największą bitwę zbrojnego podziemia z NKWD i UB na ziemiach polskich, przeciwko 170 partyzantom walczyło 680 enkawudzistów i ubeków. Zginęło 8 partyzantów i 72 przeciwników. Pomimo zwycięstwa walka podziemnego Wojska Polskiego nie ma szans, walczą o honor i wierność przysiędze.

 

 

17 czerwca porucznik Bernaciak podjął próbę zdobycia posterunku UB i MO w Rykach, ale załoga została wcześniej zaalarmowana i atak nie powiódł się.

Budynek w którym mieścił się posterunek i łuski wmurowane w jego ścianę – ubecka pamiątka po ataku

Wojenna miłość

Joanna Łukasik ps. „Janka” łączniczka i sanitariuszka z placówki AK w Sędwicach. W AK od marca 1943 r. do kwietnia 1947 r. Narzeczona „Orlika” , „wojenna miłość”, krótki epizod w życiu. 9 czerwca 1946 r. w kościele w Okrzei razem z Marianem Bernaciakiem jest świadkiem na ślubie jego zastępcy Wacława Kuchnio ps. „Spokojny” i Zofii Mączyńskiej. Trzynaście dni później ginie „Orlik”. Po jego śmierci „Janka” ucząca się w Liceum w Lublinie, ucieka przed NKWD i UB do Stargardu Szczecińskiego. UB prześladuje jej rodzinę, aresztuje ojca i siostrę Leokadię, gospodarstwo pacyfikuje. Joanna wraca do rodziny w1947 r. Zmarła 11 marca 2002 r. Żołnierze AK żegnają ją z honorami.

Joanna Łukasik ps. „Janka”
Joanna Łukasik ps. „Janka”

Śmierć „Orlika”

W nocy z 23 na 24 czerwca 1946 r. na stacji kolejowej w Życzynie miała miejsce odprawa sztabu Inspektoratu WiN, w której uczestniczy mjr Marian Bernaciak ps „Orlik”. Gdy w godzinach południowych wracał z pięcioma żołnierzami furmanką, koń zgubił podkowę, wstąpili więc do kuźni w Piotrówku. Mieszkający w pobliżu sołtys powiadomił stacjonujący w pobliskim Więckowie oddział saperów. Grupa żołnierzy zaczęła otaczać kuźnię, „Orlik” ostrzeliwując się pobiegł w stronę pobliskiego lasu, szczęście go opuściło, bo przy drodze przypadkowo pojawili się funkcjonariusze MO z Trojanowa, którzy zaczęli ostrzeliwać biegnącego partyzanta. Trafili go dwukrotnie w rękę i nogę, nie chcąc wpaść w ręce oprawców z UB Marian Bernaciak strzelił sobie w skroń. Jego życie dobiegło końca niedaleko miejsca, gdzie dwa lata wcześniej 3 maja prowadził defiladę w 153 rocznicę Konstytucji 3 maja. Ciało  „Orlika” ubecy zabrali do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa na Pradze w Warszawie, stał się więźniem po śmierci, zginął jako człowiek wolny. W nocy 4 lipca 1946 r. został potajemnie pochowany na Cmentarzu Bródnowskim w kwaterze 45N.

Zdjęcie pośmiertne M. Bernaciaka

Śmierć swego dowódcy żołnierze uczcili wieszając w nocy 3 lipca na Pomniku Niepodległości w Rykach wieniec z liści  dębowych przepasanych biało-czerwoną szarfą z napisem „Orlikowi” i oddali salwę honorową.

Pomnik Niepodległości w Rykach
Pomnik Niepodległości w Rykach

 Oddział „Orlika” pod dowództwem Wacława Kuchnio „Spokojny” walczy dalej. Złapani żołnierze są sądzeni w doraźnych procesach.

Zbrodnia sądowa

15 stycznia 1947 r. w Rykach w „Domu Strażaka” odbył się „proces sądowy”. Sędzia, prokurator, protokolant (bez obrońców) „sądzili” dziewięciu żołnierzy AK. Po odczytaniu aktu oskarżenia, wydano wyrok skazujący: czterech z nich na śmierć, pozostałych na długoletnie więzienie. W dwie godziny później o godz. 17 skazanych na śmierć w bieliźnie, powiązanych drutem zaprowadzono nad staw Buksa, zastrzelono i zakopano płytko w szuwarach. Zamordowanymi byli Filipek Jan lat 24, Kamarek Stefan lat 29, Warowny Władysław lat 24, Zdrojewski Adam lat 27.

Budynek w którym mieścił się posterunek MO w Trojanowie
Budynek w którym mieścił się posterunek MO w Trojanowie

Brat Władysława Warownego Stanisław, który po amnestii ujawnił się, starał się o ekshumację zamordowanego brata. 21 maja 1947 r był w tej sprawie w Rykach, stamtąd został odesłany do Garwolina, a w drodze zatrzymany przez funkcjonariuszy UB i zawieziony na posterunek MO w Trojanowie. Po zwolnieniu, gdy doszedł do szosy nadjechała taksówka, z której ubek wystrzelił serię pocisków raniąc Stanisława Warownego w brzuch, wepchnął go do pojazdu i zawiózł do Garwolina na komendę, gdzie przez cztery godziny nie opatrzono mu ran. Po przeniesieniu do szpitala Warowny zmarł.

 Brata Warownego wraz z trzema współtowarzyszami ekshumowano w lipcu i pochowano na cmentarzu.

Ekshumacja zamordowanych- lipiec 1947 r.
Ekshumacja zamordowanych- lipiec 1947 r.

Po 43 latach 11 grudnia 1990 r. Sąd Najwyższy uniewinnił skazanych. 23 września 1991 r. nad brzegiem stawu postawiono żelazny krzyż.

Po śmierci „Orlika”

Po śmierci „Orlika” w północnej części Inspektoratu Puławy dowództwo objął Wacław Kuchnio „Spokojny”. Dochodzi do wielu potyczek, lecz dysproporcja sił uniemożliwia dalszą walkę. Po przetrwaniu zimy zaczęto negocjacje z władzą. 25 marca 1947 r. „Spokojny” i jego podwładni ujawniają się w Garwolinie.  Oddali dwa działka przeciwlotnicze, 8 rkm, 58 pistoletów maszynowych, 120 karabinów i 49 pistoletów. Zdali się na łaskę i niełaskę wroga. Czas pokazał, że na łaskę liczyć nie mogli.

Wacław  kuchnio z żoną Zofią poślubioną 9 czerwca 1946 r. w Okrzei, wyjechał w okolice Wałbrzycha, ale UB-cy szybko ich odnaleźli i obserwowali. Małżonkowie wrócili do Warszawy chcąc żyć normalnie. Gdy 6 czerwca 1948 r. funkcjonariusze UB załomotali do drzwi Kuchnio powitał ich strzałami. Uciekł z żoną do mieszkania kolegi z oddziału, przy Placu Mirowskim, lecz wolnością cieszyli się tylko dwie doby. 8 czerwca 1948 r., w przeddzień  drugiej rocznicy ślubu, zostali otoczeni przez ubeków i milicjantów. „Spokojny”, podobnie jak „Orlik”, strzelił sobie w skroń. Żona Zofia Kuchnio także wybrała śmierć z własnej ręki. Oprawcy mogli mścić się tylko na zwłokach, które wywieźli w nieznane do dziś miejsce.

Dwa samobójcze strzały były ostatnimi oddanymi przez żołnierzy Oddziału Partyzanckiego 15 Pułku Piechoty „Wilków”.

Niemal wszyscy żołnierze „Orlika”, którzy przeżyli ten straszny czas przeszli przez komunistyczne więzienia, spędzając w nich wiele lat. Ostatni żołnierz „Orlika, który został zwolniony 27 lutego 1957 r. to Jerzy Jurkiewicz „Junacz”.